piątek, 11 marca 2016

Kiedy warto odgrzać tego kotleta?

Siedzieliśmy sobie razem na łóżku, trzeci dzień z rzędu, odpakowywałam kolejnego cukierka i oglądaliśmy głupawy francuski film, który tak naprawdę w ogóle mnie nie bawił, ale on uparł się go oglądać. Oczywiście jego też nudził, ale skoro ja mogłam wybrać wczoraj wyciskacz łez, to on na złość mi dzisiaj będzie katował się tą tandetą. Byłam owinięta w puchaty szlafrok, skarpetki do połowy łydki i nie, nie wyglądałam jak instagramowe laski. Bliżej mi było do zdjęć z zaginionej kliszy. No nieważne. On tutaj coś próbuje się dobrać, ale przekonuje go, że przecież film taki ciekawy i warto się skupić. Za trzecim razem odpuścił, hurra. Po dwóch latach moje libido można porównać do rollercoaster'a. Góra-dół, góra-dół.
Pech chciał, że wypadło na wielki kanion.
W końcu padło to magiczne pytanie "Czemu tak właściwie kiedyś nam nie wyszło?".
Najzabawniejsze jest to, że wzbudza ono gorącą dyskusję za każdym razem kiedy się pojawi. Uwierzcie mi więc na słowo, że sporo takich rozmów było. Kiedyś jeszcze udawaliśmy, odpowiadaliśmy wymijająco, zmienialiśmy temat. Wymyślaliśmy jak Ibisz ze swoim image. Dopiero niedawno przyznaliśmy się sami przed sobą, że najzwyczajniej w świecie, byliśmy gówniarzami. On musiał zobaczyć inne cycki, aby upewnić się, że życie to naprawdę nie porno gra, a ja musiałam zobaczyć co może zaoferować mi ktoś inny. Nie chodziło o rzeczy materialne.
Tak, jesteśmy tym związkiem, który większość bierze za wielkie nieporozumienie. On mnie zdradził jak miał 19 lat, dzisiaj się zastanawiam czy odebrałabym to tak samo teraz. Ja poznałam kogoś tak zbuntowanego, że wizja przygody przysłoniła mi cały świat. Przygoda się skończyła w momencie jak dowiedziała się o nas jego dziewczyna. Kiedyś nie potrafiłabym słuchać tego spokojnie. Skoro musiał upewnić się gdzieś tam w świecie to widocznie wcale to miłość nie była. Gdybym ja go kochała, to chyba nie zauroczyłabym się kimś innym, prawda? Otóż, gówno prawda. Wybaczcie mi Panie, które wyznają te głębokie zasady. Jak miałam szesnaście lat, wyznawałam podobne.
Kiedyś na dźwięk słowa ślub, dziecko, zaręczyny, stabilizacja, mój facet dostałby mdłości. Tak, też słuchałam, że jak ludzie do siebie coś czują to taka wizja ich nie przeraża. Nas przerażała, cholernie. Czekałam na każdą miesiączkę w stresie, a dzień spóźnienia wywracał mój świat do góry nogami. Chciałam się bawić, a nie siedzieć w domu z chłopem. Chciałam się bawić SAMA, bo jeszcze tyle było do przeżycia, serio. Wtedy mi się wydawało, że jeszcze czeka mnie wszystko, że teraz jest fajnie, ale może być lepiej, że poznam kogoś z kim te motylki po dłuższym czasie nie umrą, że zawsze jak go będę widzieć to będę miała pewność. Ja żyłam w swoim świecie, on w swoim. Rzadko nasze priorytety się pokrywały. Niby razem, ale baliśmy sie być razem, bo co jak tyle nas ominie?
Dzisiaj dziękuje losowi, że nas wtedy rozdzielił. Dziękuje, że ja zraniłam jego, a on mnie, bo te lata osobno pokazały, że życie to nie komedia romantyczna, że jakiś facet może mieć Cię w łóżku, ale nie chwyta za serce. Nie to, że nie kocham mojego faceta, że jestem z nim z przyzwyczajenia i z wygody. Nie to, że nie czuję wielkich porywów namiętności, ale nie biorę za zły znak momentów, kiedy kolejka górska jest w dole. Musiałam dojrzeć, żeby odgrzać tego kotleta. Może też potrzebowałam nauczyć się gotować. ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz